Awakening / Przebudzenie


Your grief for what you`ve lost lifts a mirror
up to where you are bravely working.

Expecting the worst, you look, and instead,
here is the joyful face you`ve been waiting to see.

Your hand opens and closes and opens and closes.
If it were always a fist or always stretched open, you would be paralyzed.

Your deepest presence is in every small contracting and expanding,

the two as beautifully balanced and coordinated
as birdwings.
        Rumi

/EN
Jungle vibration is powerful icaro, deeply healing song. Every frequency, every sensation, sound and smell seems to be heightened.
The taste of life is strong, blunt and intense. All the possible flavors of experience are always present simultaneously, irrevocably entwined. The bitter taste has in its heart the sweet note. Each sweetness contains bitterness in its essence.

Life has never before felt so filled with divine paradoxes and apparent contradictions. I receive every bit of it. Fully present in my body, aligned with the breath, deeply relaxed and centered, loving all of myself, loving others as myself, sensing the divine harmony within and around me.
Yet, there are also those days when I`m moody like a weather. Overpowered by strong emotions and thoughts of rebellion and resistance. Full of anger. Dense and depressed. Breaking down, cracking open like a shell. Weeping on my knees, with a pain in my chest.

Over and over again, I come to see that all patterns of thoughts and emotions flowing through me are justy part of human condition, and in a way have nothing to do with Life itself. The reality is transparent and clear, in and of itself has no given meaning whatsover.
It whispers to me constantly, I am what I am. I am who I am. I am who you are. You are what you are. Surrender.  Accept it. Accept me. Accept yourself. Relax into it, into me, into yourself.

I begin to feel deeply into this perpetual teaching. I accept myself, here and now; I accept one thing after another - who I am, what I feel, what I think, what I do, how I look; where I am, who is around me. I accept my family, the society I come from, the culture I live in, the past and the present of the human condition, the current state of the planet we live on. I accept everything that I would perceive as lack, inconvenience, shortcoming, discomfort, disadvantage, illness, error. I accept death, empitness and nothingness. I accept all of it.

I breathe deeply, my eyes wide open with amazement. This state of radical acceptance feels like coming back home that always awaits me, with infinite patience.
I have been into this point, into this place, hundreds of thousands of times, in this life, in previous lifetimes. There is incredible lightness here, silent joy, unconditional love and undisturbed peace. Absolute 'yes' to everything.
An inner space of allowing the fullness of life. I feel it, thus I wake up from a dream created intricately and arduously by my mind, by all human minds for thousands of years.
There is nothing personal here.

I remain in this glorious state of enlightenment, total delight and full comprehension until life brings me new experience that weaves me back into my personality and provides opportunity to contract and stretch more, overcome something new, become a bit more aware and lift my vibration up to other level of subtlety.  This new experience will obviously surprise me, catch me from a new unexpected angle. And all this game of `surrender and accept life as it is' starts from the beginning.


Majestic, sometimes painful beauty of life - overcoming resistance, exceeding inner boundaries, the art of acceptance. Discovery of the bottomless peace in the eye of chaos. Finding deep silence in the midst of a storm. The awakening is so simple that most of us simply cannot believe it.


Moving to the Amazon months ago, my mind was full of ideas what it would look like to live in this wild forest, to be in service and work with plants. All of my concepts crashed onto reality. My dreams, one after another, got shattered. I do exactly what I wanted, and far beyond that, since the opportunities of growth keep endlessly unfolding in front of my eyes - and yet all of that looks so different than I ever imagined. Every day I experience that the vibrating tissue of life has nothing to do with the structure of my mental projection.

Living in the jungle, being in full on service to other people, commitment to my own growth, plant dietas – all of that has been breaking me down to the core, literally day by day.  And then - resurrecting. Rebuilding, reshaping, restructuring.
So that I am the same and completely new at the same time. Renewed, moment to moment.
More vulnerable yet stronger, lighter yet more resilient, open yet well contained. Some things are forever left behind. Other things, the ancient ones, are remembered. The paradox held within each teaching received from the Spirit is so beautiful.

You think that you`ve dealt with all your problems? See where is your peace when your health drastically deteriorates. When someone you love dearly is suffering and there is nothing you can do. When you think your marriage is falling apart. Your future – completely uncertain. When you fall into unconscious behavior once again and you hurt someone you love, and then you see the effects of your action, the suffering you created for yourself and for the other.
There are plenty of things that can easily get me out of the state of apparent peace.

And only only one answer. Surrender to life. Accept what is. That is all you get. Wake up and see how beautiful it all is, unfolding moment to moment in front of your bright eyes.


/PL
Życie w dżungli ma silną wibrację. Dosadny, intensywny smak - bardzo gorzki, kwaśny aż wykrzywia twarz, lub mdląco słodki. W rzeczywistości wszystkie te smaki są zawsze obecne jednocześnie, głęboko splątane i nieodwołalnie połączone. Najbardziej gorzki smak ma w centrum nutę słodyczy. Każda słodkość zawiera w swej esencji gorycz.

Życie jest pełne boskich paradoksów i pozornych przeciwieństw. Czasem czuję,że zamieszkuję jednocześnie niebo i piekło. Kocham i nienawidzę, niosą mnie nastroje, daję się obezwładnić silnym emocjom, myślom pełnym oporu i buntu. I tak mnie to toczy, do momentu, gdy przypominam sobie, kolejny raz, że te mentalno-emocjonalne krajobrazy, które tak mnie wytrącają z równowagi, nie mają nic wspólnego z życiem samym w sobie.

Rzeczywistość jest transparentna, czysta, i sama w sobie nie ma żadnego znaczenia.
Życie po prostu jest. Szepce do mnie bezustannie, jestem, jakie jestem. Jestem, który jestem. Poddaj się. Zaakceptuj to. Albo.. wybierasz cierpienie.

Całą sobą zaczynam pamiętać, czuć i chwytać głeboki sens tej lekcji. Akceptuję siebie, tu i teraz, miejsce i moment, w którym jestem; akceptuję wszystko jedno za drugim – kim jestem, co czuję, co myślę, co robię, jak wyglądam; gdzie jestem, kto jest wokół mnie, moją rodzinę, społeczeństwo, kulturę, cały ten świat. Akceptuję wszystko to, co postrzegałam jako brak, niedogodność, mankament, niewygodę, wadę, chorobę, błąd. Śmierć. Akceptuję wszystko-wszystko.

Oddycham głęboko, oczy otwarte ze zdziwienia, bo ten stan pełnej zgody, prawdziwej akceptacji, jest jak powrót do domu, powrót do serca, które zawsze cierpliwie na mnie czeka.
Przypominam sobie, że byłam już w tym punkcie, w tym miejscu, setki tysięcy razy, w tym życiu, w poprzednich życiach. Jest tu lekkość, cicha radość, bezwarunkowa miłość, niezmącony spokój, absolutne `tak` na wszystko; aromat pełni życia. Czuję to i budzę się ze snu kreowanego misternie, mozolnie i kompleksowo przez mój umysł, przez wszystkie ludzkie umysły prze tysiące lat.

I trwam w tym stanie oświecenia, olśnienia, zachwytu i pełnego zrozumienia, aż.. życie przynosi nowe doświadczenie, by się czegoś nauczyć, coś przezwyciężyć, zaakceptować jeszcze więcej, zawibrować na innym poziomie subtelności. To nowe doświadczenie zaskakuje mnie z zupełnie niespodziewanej strony, i  cała zabawa w `poddaj się i zaakceptuj życie takim, jakie jest` zaczyna sie od początku.

Majestatyczne, niemal bolesne piękno życia – przezwyciężanie oporu, przekraczanie granic komfortu, sztuka akceptacji. Odkrywanie bezdennego spokoju w oku chaosu. Odnajdywanie ciszy w sercu nieznośnego hałasu.
Przebudzenie jest tak proste, że większość z nas nie jest w stanie w to uwierzyć.

*
Marzyłam o pracy takiej jak ta, gdzie mogę uczyć się wielopoziomowo, rozwijać moje talenty i robić to, co kocham. Naturalnie, miałam sporo oczekiwań, jak to będzie wyglądać. Wszystkie rozbiły się o rzeczywistość. Moje plany i marzenia, jedno za drugim, rozbijają się o życie. Robię dokładnie to, co wydawało mi się, że chciałam – i wygląda to zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam.

Doświadczam każdego dnia na nowo, że tkanka życia nie ma nic wspólnego z tkanką mentalnej projekcji.
Życie w dżungli, zaangażowana praca w alternatywnym ośrodku terapeutycznym i szamańskie diety roślinne, kompletnie mnie łamią i rozbijają na kawałki. A potem.. powoli składają na nowo. Przekształcają, totalnie restrukturyzują. Jestem taka sama i jednocześnie zupełnie inna. Bardziej wrażliwa i jednocześnie silniejsza. Lżejsza, lecz bardziej odporna. Otwarta, ale bezpieczna. Zachwycają mnie paradoksy ukryte w każdej lekcji, jakiej się uczę.

Myślisz, że poradziłaś już sobie ze wszystkimi problemami? Popatrz, gdzie jest twój spokój, gdy niespodziewanie podupada twoje zdrowie. Gdy cierpi ktoś, kogo kochasz, a ty nie jesteś w stanie nic zrobic. Gdy wydaje ci się, że twoje małżeństwo wisi na włosku. Jak się czujesz, gdy myślisz o przyszłości.
Jest mnóstwo rzeczy, które są w stanie wyrwać cię ze stanu pozornego spokoju.

I tylko jedna odpowiedź – poddaj się. Zaakceptuj życie takim, jakie jest. Innego nie ma i nie będzie.
Obudź się i dostrzeż, że to przejmująco piękne.

Komentarze

Popularne posty