Silence, space and me / Przestrzeń, cisza i ja



My joy is like a spring, so warm
It makes flowers bloom all over the Earth.
My pain is like the river of tears
So vast that it fills the four oceans.

Please call me by my true names
That I can see my cries and laughters at once,
So I can feel that my joy and pain are one.

Please call me by my true names
S that I can wake up
And the doors of my heart
Will be left open.

- Thich Nhat Hanh

Inca Valley, Andes.
Glory of the landscape. Cool, misty mornings filled with the songs of small birds. Vibrant sound of the water stream. Heavy mountains hold the valley in their loving arms. The rainy season has just ended and the mountainsides are covered with the abundance of yellow flowers.
Branches of eucalyptus trees dance with the wind. The wind is strong, brisk, shifts masses of air, moves the energy.
Dry air low in oxygen. Harsh sun that easily burns the skin.
Ice cold nights and glorious sky full of stars.

My pajamas these days is big alpaca sweater, warm sweatpants and double socks. I sleep covered by few heavy blankets, yet my hands and nose remain cold.

At three in the morning, I suddenly wake up with mind full of dreamtime stories. What does it mean, does it mean anything at all? I remember great amount of details, the smells and feelings and faces of the people. Did my subconscious encoded important signs and messages there, do I need to pay attention or better just drop it all at once? My mind works intensively, processing information, drilling, searching, thinking. I`m falling into a mental spinning wheel. Come back! Few slow deep breaths, full attention on rising and falling of my chest. A smile - a relief.
All the mesmerizing stories written by life day after day, no matter how intriguing and complex they seem to be, happen for us to be experienced in the here and now. Then, they naturally disappear into the past. Don`t hold on, don`t relieve it. Let go.  Same with your dreams. The dreams your personality is weaving in the daytime, the dreams you journey through during the night. If there is an information for you, you know it in the blink of an eye. If you don't understand, let the dreams disperse, dissolve in space.  Aim for a peaceful mind and calm heart in all circumstances.

Brewing oolong tea at six in the morning is how I celebrate life. Capturing the beauty of this moment with all my senses, inhaling its energy. I look through the window and see red roofs of the houses, small sparrows perched on power lines, rounded mountain tops, white clouds and blue sky.
I follow my breath and observe my mind, its constant journey into the past and the future, comparing, assessing, constantly searching for something different than now. I come back to here, I am, I am, I am.
Warm, delicate aroma and spring-like taste of tea. Cold feet, stuffy nose. The monotonous hum of rain, barking of a dog, the sound of a passing car - everything calls me to be here and now. The mind is still struggling, its power depends on the negation of the perfect fullness of this moment. 
When you breathe in this moment, soak into it, allow yourself to feel deeply, with all your senses, the portal of the sixth sense opens up, your mind is filled with light, the body vibrates with life, singing in a high frequency of natural joy.
Minutes pass. The mind, as always, gets entangled in the maze of old stories that`ve been playing out for years like old recordings. Sudden emptiness. A feeling of loneliness. Longing. A painful lack. What do I miss, what do I lack? I can't put this emptiness into words. Frustration.
What is this quiet sadness of mine? I take a few slow breaths, tasting this emotion, getting familiar with it, looking for its traces of in my body and mind. Not identifying my sense of self with this sadness. Not getting angry at myself for feeling it. Infinitely patient, curious like a child.
Emotion is a state. A wave. It comes and goes. It`s nature is that it`s passing with time.
There is no happy thought without a sad thought, no light without shadow. Life has no other choice but to contain both aspects, actually a whole rainbow of aspects, a whole range of intensity. Real joy is the capacity to contain and embrace it all.
Existence within the dualistic paradigm offers us only two options, the good and the bad, the like and the dislike, the pleasure or pain. Grasp or resist. The reality is infinitely wider than any paradigm we can think of. One is always contained in the other. Every moment of happiness contains in its core the germ of future sadness, every sadness - the promise of happiness.
To feel emotions is a blessing. They provide the dimension of profound aliveness into your experience, they deepen your humanity. They teach about stability, balance and the universal law of impermanence - after the day comes the night, after the intensity - silence, after experiencing fullness comes emptiness without a bottom. And it`s ok. All is good here.
The quality of your experience depends on your interpretation of it in the moment. If you don`t like it, change it. Break the inertia, take the first step, a sequence of small things that may lift you up.  Light a candle and incense. Look into the mirror and sincerely smile to yourself. Say I love you. Take a pen and a piece of paper and write on it seven good things that happened to you today; seven good words about yourself; seven things that you dream about doing, but somehow you never find time or courage for it; then choose one of them and start doing it right now - and fall in love with your life again and again.
Totally intimate with yourself. Cuddling your own self in your warm arms, with caring, compassion and patience.  With full acceptance, curiosity and trust, allowing life to unfold its way.

PL/
Andy, dolina Inków. Potęga krajobrazu.
Poranki przymglone od chłodu. Subtelne piosenki małych ptaków.
Ciężkie masywy gór tulą w swych ramionach dolinę z każdej strony. Zbocza gór pokryte są bujną zielenią, bo to schyłek pory deszczowej. Bogactwo żółtych kwiatuszków. Szum górskiego strumienia. Kamienie, siwe i brunatne.
Gałęzie eukaliptusów tańczą z podmuchami wiatru. Wiatr jest silny, rześki, przesuwa masy powietrza, przemieszcza energie.
Suche, ubogie w tlen powietrze.
Ostre słońce, które pali skórę.
Zimne noce, niebo pełne gwiazd.

Śpię w swetrze z alpaki, ciepłych dresach i podwójnych skarpetkach, przykryta trzema kocami. Mimo to, moje dłonie są zgrabiałe od chłodu, a nos zimny.

Budzę się o trzeciej nad ranem, umysł pełen wyśnionych opowieści. Co to znaczy, czy to coś znaczy. Lgnę pamięcią do jak największej ilości szczegółów, bo może moja podświadomość zakodowała w snach znaki, wiadomości. Umysł pracuje intensywnie, przetwarza informacje, szuka, drąży. Wpadam w mentalny kołowrotek.
Głęboki oddech. Uśmiech, Ulga. Poddaję się.

Opowieści, które pisze życie, jakby nie były intrygujące, dzieją się tylko po to, by ich doświadczyć tu i teraz, a potem pozwolić im naturalnie odejść.
Tym łatwiej jest to zrobić z opowieściami wyśnionymi.
Jeśli jest tam informacja, zrozumiem ją w mgnieniu oka. Jeśli nie rozumiem, pozwalam snom rozproszyć się, rozpuścić się w przestrzeni. 
Spokojny umysł, tylko tego chcę.

Parzenie mlecznej herbaty oolong o szóstej nad ranem to totalna celebracja chwili. Wszystkimi zmysłami chwytam piękno tego momentu, wdycham jego energię.
Oglądam krajobraz na oknem – rude dachy domów, małe wróble, które przysiadły na liniach energetycznych, obłe wierzchołki gór, białe chmury, błękitne niebo.
Podążam za oddechem. Obserwuję umysł, jego nieustanną wędrówkę w przeszłość i przyszłość, porównywanie, ocenianie, poszukiwanie ciągle czegoś innego niż teraz. Wracam, odpływam, wracam, odpływam, wracam, jestem.

Turkusowy posążek Ganeshy, jedyny towarzysz moich porannych ceremonii; ciepło, delikatny zapach i smak herbaty, zimne stopy, zatkany nos; monotonny szum deszczu, szczekanie psa, dźwięk przejeżdżającego auta – wszystko przywołuje mnie, by być tu i teraz; a umysł nadal walczy. Jego byt totalnie zależy od negacji doskonałej pełni tej chwili.

W każdym teraz zawiera się wszystko, czego potrzebuję i czego chcę.

Gdy oddychasz tym momentem, nasiąkasz nim, pozwalasz sobie czuć, czuć głęboko, wszystkimi zmysłami, otwiera się portal twojej intuicji, umysł wypełnia światło, ciało wibruje życiem, śpiewa wysoką frekwencją przyrodzonej radości.

Mijają minuty. 
Umysł znów, jak zawsze, zaplątuje się w labiryncie dawnych historii, które grają w nim od lat jak starte płyty.
Nagła pustka, przejmujące poczucie samotności. 
Tęsknota, bolesny brak. Za czym tęsknię, czego mi brak? Nie umiem ubrać tego w słowa. Frustracja.
Głęboki oddech. Wracaj. Modlę się do siebie samej, jak oswoić ten, i każdy inny, stan?
Jak to jest, że w jednej chwili jestem pełna inspiracji, wiary, siły witalnej, a w kolejnej czuję tylko brak i ból?
Co to w ogóle jest, ten mój cichy smutek?
Gdy odejmę mu nalepkę `negatywny`, nie ma w nim nic złowrogiego. 
Biorę kilka powolnych oddechów. Smakuję tę emocję, szukam jej śladów w ciele i w umyśle.
Nie utożsamiam się ze smutkiem.
Nie złoszczę się na siebie.
Jestem nieskończenie cierpliwa i ciekawa.

Emocja to stan. Przychodzi i odchodzi. 
Mija tak, jak mija czas.

Bez cienia nie ma też światła. Życie musi zawierać oba aspekty, abt miało smak. W rzeczywistości to cała tęcza aspektów, radość, smutek i każda inna emocja mają tysiące odcieni, całą gamę intensywności.

Tkwiąc w ramie myślenia dualistycznego, mamy do wyboru tylko dwie opcje. To, co dobre, w czym czujemy się wygodnie, i to co złe – dyskomfort, ból.
Rzeczywistość jest nieskończenie szersza niż każdy paradygmat.
Jedno zawsze zawiera się w drugim, każda radość ma w sobie zalążek przyszłego smutku, każdy smutek – obietnicę radości.

Emocję nadają doświadczeniu wymiaru.
Pogłębiają człowieczeństwo, poszerzają perspektywę. 
Uczą nad współczucia. 

Uczą o stabilności, o stanie równowagi oraz o uniwersalnym prawie cykliczności, że po dniu przychodzi noc, po intensywności cisza, po doświadczeniu pełni zaś pustka.


Przełamać inercję, zrobić pierwszy krok, sekwencję drobnych rzeczy, które sprawiają mi radość. Zapalić świeczkę i palo santo, uśmiechnąć się, włączyć piękną muzykę.
Wziąć do ręki długopis i kartkę papieru i zapisać na niej kilka dobrych rzeczy, które mnie ostatnio spotkały; kilka afirmacji, i kilka dobrych słów o sobie samej; kilka rzeczy, które  zawsze chcę zrobić, ale jakimś cudem nigdy nie znajduję na to czasu; a potem wybrać jedną z nich i właśnie w tej chwili zacząć ją robić – i pokochać na nowo to, kim jestem i co robię.

Przeprogramować się, by w końcu myśleć o sobie, o świecie, w taki sposób, że czuję się dobrze sama ze sobą. 
Z poświęceniem trenować to w kółko, każdego dnia, aż stanie się to częścią mojego życia tak naturalną, jak to, że jem i śpię.


Komentarze

Popularne posty